Siedzę już ledwo....nie wiem,dlaczego taka zmęczona jestem.Dzień w pośpiechu minął.Najpierw szybki poranek...jak ja nie lubię gdy wszyscy potrzebują skorzystać z łazienki,gdy ja tam jestem....grrrr....Poślizg kilkuminutowy.A potem praca-kilka stresujących momentów,bo ktoś ma doła,bo ktoś ma zły nastrój,bo komuś coś nie poszło ,no i to wszystko dziś skupiło się na mnie.A ja jak zwykle przejmuję się tymi wszystkimi czyimiś problemami i płacę własnym nastrojem,pogorszonym rzecz jasna.Ale to życie.Samo życie.Nie mogłabym nie przejmować się tym,nie umiałabym zignorować tak po prostu.A czasem powinnam,ech.
Po pracy pęd dziki w kierunku przedszkola(by zdążyć na czas).Po powrocie w domowe zacisze(o zgrozo!) usiłowałam zdrzemnąć się pół godzinki,ale nie!!! najpierw jeden telefon,potem drugi,trzeci ,czwarty,upierdliwie dzwonił(kiedy nauczę się go wyłączać?)no i rozwrzeszczane dzieci,które nie rozumieją jeszcze,że ktoś może być zmęczony.Podczas gdy same bawią się w najlepsze-rozpierane energią(skąd one jej tyle mają?),ja nie mogę zmrużyć oka....i tyle z mojej sjesty.
Później zabrałam się za zapakowanie portretów do wysłania,zawerniksowanie obrazów olejnych,które już wyschły i nadają się na pokazanie podczas wernisażu.Więc smrodliwym werniksem (na balkonie) pokryłam płótna i deski,czyli moje ostatnie dzieła.No i już nic mi się nie chciało.Leniwie przygotowałam kolację dla tych rozwrzeszczanych,bo głód ich dopadł.Wykąpałam najmłodszego wśród krzyków i płaczu,bo umyć musiałam rany,które posiada na dłoni i kolanie po wczorajszej zabawie na dworze.Więc darł się wniebogłosy,tak okropnie ,że zaczął szczekać pies sąsiadów....Na szczęście zaraz zasnął,teraz jak aniołek wygląda w moim łóżku:) Słucham Meli,zauroczyła mnie swym głosem,wgrałam sobie kilka utworów na mp3 i mogę teraz przyjemniej spędzać dojazdy do pracy,bo lubię muzykę,która na mnie działa,przemawia do mnie.
Jutro rankiem wizyta...terapii ciąg dalszy.Nie jestem tak do końca przygotowana,ale myślę improwizować.W końcu to nie koniec świata.No i cieszę się na to spotkanie,może czegoś się znów dowiem o sobie,czego sama nie wiem jeszcze.Po południu gorzej,bo zebranie w szkole....podobno z matmy będzie dwa....dobrze,że choć biologię poprawił,bo z biologii mieć jeden to obciachowe jest,a matmy nie każdy jest miłośnikiem,jak ja:)Więc szykuję się długi dzień poza domem,w związku z czym postanowiłam wyspać się,wypocząć.A co się z tym wiąże, idę stąd.Przyzwyczaiłam się codziennie opowiadać Ci ciekawostki z życia mego szaro-kolorowego,ale dziś nie opowiem nic więcej,bo już siły brak.W sekrecie tylko napomknę,iż miło wiedzieć ,że tu zaglądasz;)))Dobrych snów,do jutra!!!