środa, 24 sierpnia 2016

O tym jak wylądowałam dziś u pielęgniarki,czyli głupota ludzka nie zna granic.

Bo trzeba się nazywać Agatka,by w tydzień zeżreć całą fiolkę ketonalu a potem wylądować z nadciśnieniem u lekarza...
Bo najpierw ta cholerna pęknięta na skórce od chleba ósemka,potem jej nieziemski ból,potem jej ekstrakcja a wszystko to przyprawione ketonalem. Tydzień...Dałam sobie czadu,dałam czadu swojemu organizmowi,mega...

Dziś w pracy,nie mówiąc o codziennym stresie asystenta działu handlowego,dopadło mnie coś co nazywa się skok ciśnienia czy jakoś tak.Jakby ktoś mi włożył napompowany do łba balon.W uszach uczucie jak w samolocie a w głowie tak,gdyby ktoś ją zgniatał imadłem.Nie ból,ale paskudne uczucie...Dobrze,że to się stało pół godziny przed końcem pracy,,,bo zaraz mogłam pójść do przychodni...Wróciłam do domu,wypiłam herbatę z melisy i spałam dwie godziny.Jest mi już ok.

Co po za tym?
Brak mi malowania.Tyle się dzieje w ostatnich dniach,że nie mam czasu na swoje pasje.Przygotowywanie pokoju dla M. ,końcówka wakacji.Wariactwo.Do tego moje perturbacje zdrowotne,ech....
Trzeba mi spokoju.Czy to znaczy,że się starzeję?Nie, ja po prostu mam dość chwiejności,dość zaburzonej symbiozy,dość zmiennej aury.Tęsknię za ciszą ducha...Za słońcem,za śpiewem ptaków,za odpoczynkiem na łonie natury bez krzyków dziatwy rozemocjonowanej,za spokojnymi nocami,z fajerwerkami też, może nawet za ulewą i burzą letnią w odpowiednim towarzystwie...

Dobranoc.