środa, 2 kwietnia 2014

Obojętność.

Ona przychodzi wraz z bezsilnością...Bo gdy rzeczy zdarzają się wbrew temu,czego pragniemy-obojętność przychodzi,choć nieproszona.Rezygnacja,stagnacja...parszywe to uczucia,ale silne niesłychanie.Czas przyszły staje się wielką niewiadomą.
Ten stan towarzyszy mi od kilku dni.Niby nic się nie zdarzyło,ale może cały problem tkwi właśnie w tym,że się nie zdarzyło.Bo niby nic nie zdarza się bez przyczyny,ale ja tam wolę żeby coś się działo.Oj,zagmatwałam...
 
Połykam Coelho,już drugi tydzień...w domu,pracy,w tramwaju,przed zaśnięciem i po przebudzeniu.Ta wędrówka po innych światach i innych wymiarach jakoś pozwala mi oderwać się od szarości codziennej.Jest wiosna,jest moc,ale ...ja jakoś tego nie czuję.Dopadło mnie coś co zwie się poczuciem bezsensu wszechogarniającym.Napić się wina mogłabym,ale co mi to da?Próbowałam,nie pomaga.Malować mogłabym,ale po co,skoro i tak nikt nie kupuje moich obrazów?Mówię od rzeczy?Właśnie sobie przypomniałam,że rok temu,mniej więcej o tej samej porze również dopadła mnie niemoc twórcza,poczucie podobne jak to dzisiejsze...Co mnie uratowało?Wschód słońca nad orłowskim molem...Nowe zlecenie,nowe wyzwanie i ...znów odzyskałam sens.A co teraz?Jest zlecenie na wieżę Eiffla ,na Damę z łasiczką...coś tam by się znalazło do namalowania,ale jakoś brak mi poczucia sensu w tym,co robię.
Wiem,że takie stany są przejściowe,bo gdy tylko stanę do sztalug,to wszystko minie jak ręką odjął,ale....tymczasem jest fatalnie.No i najgorsze,że to widać na zewnątrz,nie umiem tego ukryć.Nie chce mi się nawet gadać przez telefon z przyjaciółką,nie chce mi się rano wstać,śpię po 10 godzin a jak się budzę to wszystko mnie wkurza.Dieta,którą rozpoczęłam....wczoraj(!) nie daje efektu natychmiastowego,co również mnie wkurza niemiłosiernie.Rower naprawiony,ochrzczony w ostatni weekend marca,też nie daje mi tej radości,jaką powinien.......To czego pragnę najbardziej w tej chwili to zaszyć się gdzieś na odludziu,odseparować się od niektórych i przeczekać zły czas...Bo obojętne mi jest co sobie inni pomyślą,niech wszyscy dadzą mi święty spokój.Co bym ze sobą zabrała na tą bezludną wyspę?Nie muszę się zastanawiać bo...jednak wiem-sztalugi.I dużo czystych płócien...
I puste kartki...By lęk i ból przelać na te czyste karty,by namalować wszystko czego pragnęłam,nim stało się to obojętne(...)
Wrócę,gdy odnajdę sens.