niedziela, 7 września 2014

Pracowity weekend.

Ale nie zabrakło również przyjemności.Urodziny u I.,biało -czerwony tort,orzeszki w czekoladzie i chrupiącej skorupce i podpucha z ciastem czosnkowo-cebulowym.Dzień spędzony z A. i W.W.,spacer do plastyków po jakieś kartki do rysowania,tak minęła sobota.Dzieci zajadały się lodami,ja lekko twórczo również dwie gałki orzechowa z wanilią-lubię...Wieczorne pogaduchy z przyjacielem zza oceanu,miła rozmowa o sztuce i nie tylko.Tak,czas na emigracji szybko leci,mówił ON,ja wiem,że szybko mija czas z dala od domu...ktoś już 8 lat tam żyje i nie zamierza do nas wracać...mam dość...
Dzisiejszy dzień,cisza w telefonie,skype bez odpowiedzi,po co się tak męczyć,pytam?
Wracając do tematu weekendu( poprzednia refleksja tak mi się wyrwała...nieświadomie)już się kończy.Dzieci w łóżkach,rano szkoła,potem wizyta w bibliotece,która będzie mnie wystawiać.Trzeba zawieźć portfolio,trzeba się zająć sobą,bo nikt za mnie tego nie zrobi.Wystawa-to teraz priorytet.Trochę pracy twórczej,rozmalować się,pokazać swój talent ludziom,bez ściemy,bez opieszałości.Bo nie chcę stać w miejscu,to nie w moim stylu.Nie chcę też by życie moje przeciekło mi między palcami,młodość już mam za sobą,teraz czas dojrzałości- nie można go stracić.Tak,zebrało mi się na refleksje,bo wszystko to o kant dupy rozbić.Tak jakoś dziwnie jest być,ale nie być,kochać,ale nie być kochaną.A ideały?Gdzie one?Gdzie się podział MÓJ ANIOŁ?
Pewne rzeczy powinny się skończyć,gdy nie dają spełnienia,prawda?Może nadszedł czas,by podjąć pewne decyzje,by dojrzeć do samotności,która już dawno powinna mnie ze sobą oswoić...prawda...?

Post miał być o czymś innym.Nie wyszło.Dobranoc.

Jabłonka.


Z tęsknoty za... pastelami...