czwartek, 15 maja 2014

Zbliża się piątek,weekendu początek, a ja jak w malignie...padam...

Noc już.Nie mam siły dopełznąć do łazienki,też tak macie?Dylemat-położyć się brudna całym dniem,czy doczołgać się do prysznica i rano dłużej pospać( do 4.10)? Oto rozterka moja na tę chwilę...Żal.
Jeśli kolejny tydzień ma być taki z d*py,to ja serdecznie dziękuję...Zebranie z rodzicami w szkole u M.-zatrważające...Dwa zagrożenia: z łacińskiego i z fizy . Jakaś masakra.Nie mam już słów na moją latorośl.Ani prośbą ani groźbą...Porażka wychowawcza...
Zmieniając temat-dzień na maksa męczący i do tego zimna Zośka była bardzo zimna.Zmarzłam,nie miał kto mnie przytulić ani pocieszyć,ani nawet nie miał kto zatroszczyć się o mnie.Więc musiałam ja sama.Zakupy ciuszkowe na poprawę humoru miały pomóc-nie wyszło...Nawet fakt,że sama sobie po sklepach połaziłam mając do dyspozycji trzy wolne godziny-nie nadało to ani trochę kolorytu dzisiejszemu dniu,który zdominowało zmęczenie materiału...Czyli mnie.Nogi bolą i tyle z tej wolności.Okropność.
Czas wziąć się do malowania.No nie teraz,jasna sprawa,ale ogólnie brak motywacji tłumaczę brakiem satysfakcji z pracy twórczej.Podobrazia stoją i ,,stygną",a tu ludzie pytać zaczynają  o kolejną wystawę...Co ja oszalałam?Postanowienie na zbliżający się weekend-malować trzeba,bo inaczej nerwy mi puszczą i wyląduję na długich wakacjach.Ot co,moja filozofia życia.
Zmęczona,czuję się jak dziurawa dętka.Rower się kłania.Wczoraj,gdy na niego wsiadłam mając do załatwienia sprawę związaną z działeczką-zmokłam jak kura.Tyle z przyjemności miałam...Oby tylko jeszcze przetrwać jutro i będą dwa dni wolne...Życzę sobie pięknej aury majowej,dużo snu i weny do pracy.Dobranoc.Nie chcę ale muszę;)