środa, 4 sierpnia 2021

Post bez obrazka.

 Dziś muzycznie jest. W międzyczasie słuchania muzyki postanowiłam posprzątać chałupę. Nie wyszło na razie ... akcja ze strażakami, policjantami i ratownikami medycznymi. Nie, nie u mnie, u mojego sąsiada... ale akcja na tyle kontrowersyjna, że trochę wybiła mnie z rytmu dnia. Z ledwością zdążyłam obrać ziemniaki i uklepać kotlety z piersi dla N. i M., bo dzieciaki zapowiedziały się na obiad u mamy. Miłe to, prawda? Dzieci rosną , dorastają, wychodzą z domu, ale wracają do niego, to jest cudowne, choć zawsze przy ich wyjściu serce boli.  Żyćko, jak to mawia M.

Dzień jak co dzień, choć nie jest tak, jak by się chciało żeby było. Jedno zarobione dziecko i czasu  nie ma zbytnio na rodzinną integrację, drugie chowa się w swoim pokoju, bo dorasta, bo ciągle w gry gra, bo koledzy po drugiej stronie monitora, bo nie ma chęci ani czasu na przebywanie z mamą... taki wiek, ale gdy o drugiej w nocy nie może zasnąć, to znajdzie mamę nawet gdy ta śpi w najlepsze. :) przewrotność.

Dni lecą jeden za drugim, samotność plącze się z ciszą, zagłuszam ją muzyką, wypełniam obrazami z mojej głowy, rejestruję rzeczywistość i wybieram z niej najlepsze chwile które potem utrwalam. Pod warunkiem, że mam na to czas. Bo ciągle coś. A to zarwana nocka, a to pies i potrzeba wyjścia teraz natychmiast, a to zasrana kuweta, a to syf w mieszkaniu, który ogarniam tylko ja....a to pranie,a to obiad dla kogoś, komu rzadko coś smakuje... szara rzeczywistość. Dobra, ponarzekałam a teraz coś pozytywnego.

Za dni parę będę robić oprowadzenie po mojej wystawie. Grupa liczy 6 osób. Grupa terapeutyczna z miejsca, w którym kiedyś byłam i ja... to było dawno temu,ale doskonale pamiętam co wtedy siedziało w mojej głowie. Każdy pobyt pamiętam dobrze, za dobrze. Pierwszy z nich tak mi utkwił w głowie, że nigdy już nie chcę tam wracać.To było straszne upodlenie mojego człowieczeństwa, przemoc, dotkliwy ból, bezsilność.Tak, to był gwałt na moim jestestwie, nie dam się już nigdy w to wrobić... do tego wszystkiego doszły wspomnienia moich bliskich, którzy nie wiedzą wszystkiego , którzy subiektywnie podchodzą do tematu mojej dysfunkcji, którzy nie rozumieją do końca, co dzieje się we mnie, ze mną. Nie wiem dziś, czy to spotkanie z grupą terapeutyczną wzmoci mnie, czy osłabi ...bo wrócą wspomnienia przecież z tamtego miejsca. Może nie będzie tak źle? może ,okaże się pewnie niebawem. Dziś, z perspektywy czasu jestem silniejsza, więcej mogę zrozumieć, więcej mogę odczuć i tego odczuwania boję się, choć chcę czuć a jednak boję się...

Co ja mam tym ludziom powiedzieć? Że sztuka pomaga mi w życiu, że to swoista autoterapia wymyślona przeze mnie dla mnie, że robię to choć piniondz z tego marny, że nie wyobrażam sobie być w równowadze bez tworzenia, że nie wiem, co innego mogłabym robić w życiu, bo przecież nie stać na kasie w tikejmaksie, mimo, że było fajnie. Nie wiem, jakie pytania padną, mam nadzieję, że to będzie pouczające spotkanie zarówno dla tych ludzi jak też dla mnie. Doceniam, że leki w moim przypadku działają, że  jestem stabilna, że wszyscy traktują mnie normalnie, bo zdaję się być normalna, jednak... zawsze jest jakieś pytanie bez odpowiedzi, zawsze są wątpliwości, zawsze pojawia się smutek i bezradność, oraz pytanie, dlaczego mnie to spotkało.Bo przecież gdyby nie to, byłabym kimś zupełnie innym, nie wiem, kim, pewnie kimś kto nie miałby tak przesranego życia jak ja.

Pisząc sobie tutaj słuchawki mam w uszach, muzyka trochę zagłusza natłok myśli, stres go dodatkowo potęguje ale dzięki muzyce się uspokajam. Są pewne rzeczy w mojej codzienności, które mnie dobijają, nie chcę narzekać, po prostu są mi potrzebne wakacje. Z daleka od domu, od mojej szarej egzystencji, od pewnych problemów, które mnie przerastają chwilami, od samotności.

Po co ja to piszę. Żeby wyrzucić z siebie to, co mi dokucza, żeby zachować strzępy pamięci o swoim życiu. Bo z pamięcią u mnie krucho...Dobrze, że mam A. a on ma dobrą pamięć, czasem za dobrą, heh.

Podsmuwowując ( uciekła mi myśl właśnie i nie wiem,co chciałam powiedzieć ....) to jest mój pamiętnik, wirtualny, takie papierowe ostatnio znalazłam o matko w pudle głeboko na szafie i leżą czekając aż do nich zajrzę, tylko sama się tego boję. Wczoraj dostałam pewien muzyczny tekst z dedykacją, jak domniemuję especially for me. On uruchomił coś,co zalega głęboko we mnie i tego się boję, bo choć słucham na okrągło to boję się co tam znajdę. Tymczasem szukam nuty, która odpowie na tą dedykację i pustka jest muzyczna, jakieś krótkie tylko fleszbeki z przeszłości. Co znaczy ,że chyba muszę tę odpowiedż zilustrować. Dziś. 

Na razie wracam do postanowienia o sprzątaniu, a potem ogarnę temat. Chyba, przynajmniej taki jest plan. Do zobaczenia w następnym poście, jeśli nie zapomnę :D paa