Bo ciężki okres dla mnie,finansowa porażka,dół materialny albo jak tam sobie to nazwiesz....Generalnie tragedia.Ale ponieważ propaguję hasło CO CIĘ NIE ZABIJE TO CIĘ WZMOCNI,postanawiam troszkę zacisnąć paska.W każdym tego słowa znaczeniu...niestety.Trzeba się ogarnąć droga Agato.Niektórzy mogą żyć ponad stan,ale artystom jak widać nie jest to pisane.A na pewno za życia.Po śmierci to mam już to w nosie,ale teraz ech....ciężkie jest życie artysty.No to się zaczął ten rok,niech go diabli!
Tymczasem cóż,nastrój nienajlepszy.Bo moi wierni czytelnicy jakoś zaniedbani czując się-nie zaglądają tu.Nie komentują.Czuję się opuszczona :(
Bo wszystko jakoś przez to,że nie maluję.Jednym słowem-nudą wieje.Nie jestem szczęśliwa z tego powodu,nawet swój ostatni obraz-,,Aura" musiałam schować pod ścianę,bo ksiądz chodził po kolędzie...Więc nie ma obrazu na sztalugach,co powoduje zaniżoną samoocenę mą jako artystki...Bo nie ma się czym pochwalić,bo nie ma na co popatrzeć,bo nie ma motywacji.Znów jakiś bezsens mnie ogarnął,twórczy.A to nie jest ok.Coś muszę z tym zrobić ....i chyba nawet wiem już co.Muszę sobie urządzić maraton malarski w zaciszu domowego spokoju.Który już niedługo nastąpi.Chcąc nie chcąc skończy się sielanka i zacznie znów mozolna praca.A tęsknię za tym ogromnie.Bo praca twórcza to jedyne co mnie stawia na nogi,gdy upadam....Trzeba będzie znów wszystko od nowa poukładać...Samej.
Odliczam dni do wernisażu...A zegar tyka.Czasu coraz mniej...Koniec z błahostkami,dość frywolnych odjazdów-PRACA. Takie wytyczne na najbliższe tygodnie.No,może parę drobnych przyjemności,ale poza tym,tylko praca.No i rozmach.Bo to wskazane.Mam na myśli duże formaty,bo małe bzdety zginą na tych wielkich ,zamaszystych ścianach w Filharmonii.Myśląc głośno-potrzebuję duże płótna,dechy,płyty....i co tam jeszcze wpadnie w ręce.Z rozmachem na większych niż 50/70 cm formatach nie mam problemu,jedyny problem to czy wyrobię się z czasem.Ale jeszcze parę dni i zacznę.Na razie gadam i nic nie robię,ale obiecuję-jeszcze wam pokażę,co potrafi Agata W-B.No bo kto jak nie ja?! Grunt to pozytywna motywacja.A,tak na marginesie wczoraj strzeliłam sobie półgodzinną sesję z moim mp 3,na którym zapisany ,,skan ciała".Brzmi tajemniczo,ale to fenomenalny sposób na pogodzenie się ze sobą ,swoimi myślami i tym,co cię otacza.Powietrze opływa twoje ciało,wnika w każdy jego zakamarek i powoduje błogi stan ,w którym jaśniej widzisz swą sytuację.Takie zalecenia pana P., który jak już wspomniałam zawiesił ( na razie mam nadzieję),nasze spotkania.No więc stosuję.Dopiero jedyne dwa razy(po pierwszym razie na przystanku tramwajowym w listopadowej aurze-położyła mnie grypa...),ale drugi raz już nie miał aż takich skutków ubocznych.Jedyny skutek-to fatalny nastrój,bo uświadomienie sobie własnej sytuacji(czy jest ona dobra czy zła) i własnych odczuć (czy są one dobre czy złe) czasem bywa bolesne i dołujące.Trudno.Tak już bywa,prawda?
Dziś męczący dzień.Tydzień ledwie się rozpoczął,a ja już jestem nim zmęczona.Zwłaszcza wstawaniem o czwartej,gdy normalni ludzie o tej porze przewracają się z boku na bok.Ale czego nie robi się dla pieniędzy?Ha,których i tak nigdy nie mam i mieć raczej nigdy nie będę,bo tak to już jest w moim przypadku.
No dobra,wyżaliłam się publicznie ,co oczywiście traktuję jako ,,swoistą autoterapię na wszystkie bolączki",że zacytuję sama siebie.No i luz.
Tymczasem czas spać.Młody już 36 minut w łazience-co on tam robi?????? ileż można się szykować do..snu?w wieku czternastu lat?hehe...będąc chłopcem,na dodatek.Czekam więc na wolny prysznic...słucham sobie muzy,nawet pozytywnej,marząc by ktoś tak kiedyś dla mnie zaśpiewał.http://www.youtube.com/watch?v=JVldY79Q9gI
Dobranoc.