sobota, 28 grudnia 2013

Uśmiech posyłam:)





Witam Was w Starym Roku,
to był długi rok,pełen niespodzianek i zmian...Wiele się działo,bilans zysków i strat wyszedł na plus,mimo wszystko:)

Starsza,no,może dojrzalsza,(nie wiem czy mądrzejsza:),ale bardziej doświadczona-wkraczając w Nowy Rok pełna nadziei -ŻYCZĘ WAM KOCHANI WIELE MIŁOŚCI,UNIESIEŃ,PIĘKNYCH CHWIL.ŻYCZĘ BY KAŻDY DZIEŃ WNOSIŁ W WASZE ŻYCIE RADOŚĆ I NADZIEJĘ,BY SMUTKI BYŁY MALUTKIE A SZCZĘŚCIA WIELKIE,BY PRZYJAŹŃ DAWAŁA WAM DOWODY NA TO,ŻE WARTO WIERZYĆ W LUDZI I ICH OTWARTE SERCA!TEGO WSZYSTKIEGO,CZEGO PRAGNIECIE-NIECH SIĘ SPEŁNIA I NIECH JUTRZEJSZY DZIEŃ W SZAMPAŃSKIM NASTROJU WPROWADZIŁ WAS OPTYMISTYCZNIE W NOWY ROK 2014:)))
pozdrawiam serdecznie i tymże uśmiechem przesyłam pozytywne wibracje dla Was kochani:)


czwartek, 26 grudnia 2013

Jeszcze zdążę?...

...Życzyć Wam wesołych Świąt?bo nie zdążyłam,ledwo zdążyłam z Wigilią...a teraz niedawno wróciłam z pracy i szybko tutaj,bo nie chcę byś poczuł się opuszczony Mój Drogi Czytelniku:)))
Życzę więc spokoju,zdrowia i pomyślności.Życzę,by moc tych świąt obdarowała Cię miłością i dała ukojenie w smutkach i kłopotach.By Anieli czuwali nad Tobą a Boże Dziecię wniosło radość życia i zapoczątkowało coś pozytywnego,pełnego nadziei.Choć Święta kończą się ,to niech ich potęga pozostanie z Tobą na cały rok, a dobro pozostanie w Twoim sercu.

   U mnie świątecznie,rodzinnie,towarzysko.Czas mija szybko i te wspólne chwile też prędko się kończą.Ale wspomnienia pozostają na zawsze. I to chyba magia tych świąt.
Dzieci z Tatą pojechały do Babci:)Więc troszkę czasu dla siebie.Na odpoczynek i refleksje...Bo te święta sprzyjają refleksjom.Nad sobą ,życiem,sensem.Nad tym,co ważne,co miłe ale i nad tym,co trudne i ciężkie.Przemyślenia u schyłku starego roku,jakiś bilans strat i zysków.Co straciłam?co zyskałam?To trudne pytania,ale na pewno ten mijający rok wzbogacił mnie o wiele doświadczeń.Były rozterki,wybory,decyzje,i generalnie bilans wychodzi na plus:)dobrze,bo to nie był łatwy rok.Trzynastka zawsze była dla mnie szczęśliwa i ten 2013 też muszę zaliczyć do szczęśliwie kończących się:)Bogatsza o zdobyte doświadczenia,starsza o rok,dojrzała,pewna siebie kobieta.Tak się dziś czuję.Może nie wszyscy są zadowoleni ze współżycia ze mną,może nie wszystkim mój charakter odpowiada ale ja czuję się spełniona,szczęśliwa i dumna,że mam to co mam.Trochę rozleniwiona,rozluźniona i zrelaksowana mówię dziś dobranoc,do zobaczenia w Nowym Roku...a może nawet szybciej;)Pa!

czwartek, 12 grudnia 2013

Nie śpi się...się zamula...

 bo się zamuliło.Tabletka na sen,tabletka na oczy,tabletka na dzieci.Czy ja lubię łykać prochy,nie lubię ale łykam..bo tak już jest,bo tak czasem bywa.
Więc młody zasnął dziś zasnął około północy...byłam wyczerpana zaganianiem go do łóżka.Skąd on ma tyle energii?!OMG,przecież on ma dopiero niespełna 6 lat,więc nie zdążył się zmęczyć życiem.Próbuję przypomnieć sobie jak o było,gdy sama miałam 6 lat...nie miałam rodzeństwa (jeszcze),pamiętam jak dziadek woził mnie rowerem do przedszkola.Siedziałam z tylu na bagażniku,pod pupą poduszka:)pamiętam,że od małego kochałam rower,jeździć,być wożoną też,bo to fajne było oglądać ludzi zza dziadka pleców:)Jeździliśmy też po zakupy do mleczarskiego,uwielbiałam mleko w szklanych butelkach z aluminiowymi kapslami.
Śmietana też była w takich butelkach,tylko mniejszych.Dziadek zawsze jeździł po zakupy.Rowerem,potem melexem,jak babcia zachorowała.Pamiętam jak raz usiadłam za kółkiem w melexie i o mały włos nie rozwaliłabym bramy wjazdowej:D  Potem już się bałam.Pamiętam jak dziadek jeszcze nie miał melexa,to na targ czyli rynek jeździł wózkiem dwukołowym i woził w  nim truskawki,jabłka,ogórki i pomidory.Czasem śliwki,maliny,najlepszy był sezon truskawkowy:)Wtedy całe łubianki tych pysznych owoców stały na wózku a dziadek pchał,czasem ojciec.Pamiętam jak kiedyś była ulewa,parne to było lato(inny klimat niż tu,nad morzem)a ojciec zdjął buty i zasuwał na bosaka swoimi wielkimi stopami.Był rozgrzany asfalt,więc szło się przyjemnie.Z czasów mojego dzieciństwa pamiętam wiele dobrych smaków i zapachy z naszego ogrodu.To było coś,ogród wydawał mi się tak duży jak park w Oliwie co najmniej! Teraz wszystko się skurczyło,bo ja urosłam i wydoroślałam.Ale smaki pozostały wspomnieniem ostrym jak kolczaste maliny,które kochałam jeść prosto z krzaczka.Dobre to było dzieciństwo.Prawie beztroskie.Trawa pod stopami,pozdzierane kolańca od ujeżdżania rowerami z chłopakami sąsiadów:)Ale jaka to była frajda.A potem gdy miałam już osiem lat -dostałam od rodziców Brata:)i tu moje beztroskie życie jedynaczki się zmieniło nieodwracalnie!Nie byłam już taką rozpieszczoną i wyniunianą Agusią.Miałam brata,małego szkodnika:)przybyło mi obowiązków ale też zabawy:)i mimo że nieraz dostałam przez niego manto,to kocham go,bo to mój brat-jedyny,pocieszny,czasem nadęty jak dmuchany balon,ale to jedyny brat,więc doszło do mnie,że powinnam się nim trochę poopiekować.Ale wtedy nie było mi to na rękę.Zamiast latać po podwórku z chłopakami od sąsiadów-musiałam czuwać kiedy śpi,lepić z nim baby w piaskownicy,uczyć opieki nad zwierzętami.Hehe,moje króliczki-przypomniałam sobie swoje najgłupsze aczkolwiek prawdziwe wytłumaczenie w szkole,gdy weszłam na lekcję spóźniona-Uciekły mi króliki!!!!Zamiast pędzić do szkoły ,ja spędzałam moje króliki do zagródki,bo rozpierzchły się po całym ogrodzie(wielkości parku w Oliwie oczywiście).To był czad!A potem szoking,bo króliki gdy już nabrały mocy,wylądowały w pysznym swoją drogą pasztecie.No cóż.Trauma pozostała mi do dziś,nie jadam królików...
Takie wspominki to z okazji zbliżających się urodzin.Bo chyba się starzeję,hehe,latka lecą,te wiosenki coraz to poważniejsze...Ale szczerze mówiąc,miło było gdy miałam 6 lat,potem osiem,dwanaście i czternaście,nawet osiemnaście to nadal była zabawa,hehe.Teraz jestem już dorosła,ale chyba nie brakuje mi potencjału by bawić się życiem.Ono takie ulotne,mija szybko więc cieszę się każdym dniem,nawet tymi urodzinami,choć starsza już jestem od węgla,ale co tam,żyje się raz:)Nie wiem,czy chciałabym mieć znowu 6 lat,ale na pewno chciałabym by moi chłopcy mieli równie ciekawe wspomnienia.A.dziś pytał : mamo,czy pamiętasz jak.....?
Chyba przechodzę kryzys wieku średniego...Nie miałam pojęcia,że to mnie będzie dotyczyć:)Dzieci rosną jak na drożdżach,widząc to uświadamiam sobie upływające latka.Do tego jeszcze szczerość A.,że mama jest gruba i ma taaaki brzuch,większy niż tata....hehe,dzieciaki są bezbłędne!Jaki z tego wniosek?postanowić schudnąć by nie być grubasem i wyprawić huczną imprę urodzinową :)taki planik:)no to jak już jest plan,to tak trzeba zrobić.Jutro jakieś zakupy z racji impry,lekko ogarnąć chatę i bawić się do rana!Raz w życiu ma się tyle lat,co ja,i raz w życiu można też poszaleć:) A co tam!!!

wtorek, 10 grudnia 2013

„Nie widzę nic złego, nie słyszę nic złego, nie mówię nic złego”.

Trzy mądre małpy.Tak chyba zacznę myśleć i robić....Bo inaczej się nie da.Ale jest jak jest i z tego się trzeba cieszyć.Bo czasem tak bywa.
 Cóż ja.Puch marny i wietrzna istota.Nie umiem być zimną i wyuzdaną zołzą,wyrafinowaną małpą.Czy to źle,ja się pytam?Chyba nie,tym bardziej,że lubię się taką i lubię gdy inni też mnie za to cenią:)
 Chwała moim przyjaciołom za to,że są obok i zawsze mogę na nich liczyć.
No dobra,dość gadania,trzeba się wziąć w garść i zacząć myśleć o wystawie,która ....o! potwierdzona jest od kilku dni:)  10 marca zaproszę Cię do Filharmonii na mój wernisaż.Miło?o tak:)))
 Czas nagli,trzy miesiące strzelą jak ostatni rok,który pełen był niespodzianek i zaskakujących zwrotów akcji i zleciał szybciutko.Ale to był...hmn.... dobry rok dla mnie.Co do wernisażu-chyba się trzeba sprężać bo skoro to ma być diamentowy okres w moim malarstwie i wystawa jako punkt zwrotny,to muszę się pokazać z jak najlepszej strony,prawda?Więc praca,praca i po trzykroć praca.Tego mi trzeba,nie ma co zamulać,tylko ostro wziąć się do roboty.Myślę,że jak ten mijający roczek,pierwszy roczek dojrzałych decyzji,pierwszy roczek samodzielności,tak następny będzie jeszcze bardziej owocny ,pracowity chyba bardziej niż zwykle,no i tego sobie życzyć mogę.Wystawa w filharmonii,to będzie coś,dla mnie i dla moich wiernych widzów,którzy wspierają moją twórczość,obym ich nie zawiodła.Nie ma miejsca na amatorszczyznę,nie ma miejsca na kicz,musi być pełen profesjonalizm.Czyli tak jak dotychczas tylko z większym rozmachem:)Och,już nie mogę się doczekać!

Tymczasem idąc w kierunku ,który wskazują trzy mądre małpki-cieszę się tym,co mam,tym,co się spełnia zgodnie z moimi marzeniami i tym,co jeszcze zdarzyć się może:)Nie widzę,nie patrzę i nie słucham zła,robię tak,by było dobrze i tym mottem mówię dobranoc,Ty do spania,a ja do sztalug.Czyli po staremu:)))

Wspomnienie...akryl 30/40 cm


wtorek, 3 grudnia 2013

Wszystko nagle nabiera barw,gdy widzę...

...Twoją twarz...
http://www.youtube.com/watch?v=EdZAxUIpwTA
Dzień minął szybko.W pracy nudy brak,prócz może porannej nostalgii.Bo rankiem,gdy ciemno i ponuro,zimno i pusto jest.Wtedy czas wlecze się potwornie w oczekiwaniu,aż coś się wydarzy.Mogą to być zwykłe,codzienne następujące po sobie cyklicznie zwroty akcji,ale oby coś się zadziało.Bo nudy nie trawię jak diabli.Dobrze,że lubię swoją pracę,gorzej byłoby gdybym tam szła za karę.Na szczęście tak nie jest.
Choć czasem mam dość,bo wiadomo,wszędzie zdarzają się nieprzyjemne sytuacje,to jednak lubię tych ludzi,lubię (!) to miejsce,lubię ten klimat.Bo tam właśnie coś się zaczęło.Coś  się zadziało,co zmieniło trochę moje życie.Bo nabrałam pewności siebie,bo poznałam smak zwyczajności,i takie tam....:)
Teraz jestem trochę inna,nie boję się swoich marzeń,pragnień,jeszcze dojrzewam.To zabrzmi banalnie,ale praca dała mi te możliwości.Bo wcześniej to było dopiero nudno.Teraz zastanawiam się jak mogłam całymi dniami nic nie robić,siedzieć w domu ,w garach, gdzie jedyną rozrywką była kawka u koleżanki.Nie,nie było tak źle,ale było MEGA NUDNO.W tzw.międzyczasie pomiędzy nic nie robieniem,urodziłam dwóch synów,wyszłam też za mąż,nauczyłam się doskonale piec i gotować(na co teraz te umiejętności,gdy na nic nie mam czasu)wróciłam do mojej życiowej pasji jaką jest malowanie,rozwinęłam się w niej.Generalnie osiągnięcia te to moje małe- wielkie sukcesy,ale one jakoś tak umniejszyły się znaczeniem w porównaniu do tego,co osiągam,jednocześnie pracując.Bo teraz to dopiero wiem,ile mam luksusu ze swojego życia.Cieszę się gdy odbieram młodego z przedszkola,gdy wracamy razem do domu(gdzie rozgrzebane od rana łóżko-to nic)gdzie mogę po pracy odpocząć zasłużenie,porobić coś razem z dzieciarami,ewentualnie nie porobić nic,tylko pozamulać.Lubię to,że uczę się obowiązkowości,zorganizowania(to trudne.......) i nawet jako tako mi to wychodzi.Bo nie spóźniam się na spotkania,w miarę się wysypiam,znajduję czas dla mojego potomstwa gdy trzeba,gdy trzeba znajduję czas dla przyjaciół,no i potrafię wygospodarować trochę oddechu dla siebie samej.Tak,to luksus.W moim wydaniu,dość skromnym,ale wystarczającym(na razie).Co nastąpi dalej?Nie wiem jeszcze.Dziś postanowiłam nie planować zbyt wiele,bo te plany to o kant d*py rozbić.No więc czekam,na rozwój wydarzeń,na to,co przyniesie nowy dzień i staram się cieszyć tym luksusem,którego doświadczam na co dzień.Dziękuję,koniec wypowiedzi.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Mamusiowo-synusiowe ulepianki z masy solnej:)

Bo było zadanie do przedszkola,by wspólnie dzieci z rodzicami zrobiły  aniołka dla jednego samotnego,który się nudzi w przedszkolu.Więc ma teraz wielu przyjaciół:)Na pierwszym planie aniołek A.Pozytywny,prawda?
Lepiąc z masy solnej myśli na temat niżej poruszony,nie dawał mi spokoju.Ale nic nie wymyśliłam,niestety.Skaranie boskie z taka pewnością siebie....:(
Dobranoc.

http://www.youtube.com/watch?v=r_ADtyQqTSc

Decyzja podjęta i masz ci los-niespodzianka...

..tylko sama nie wiem,czy to dobra niespodzianka czy nie.Bo zdecydowałam się na coś,a raczej podjęłam decyzję o rezygnacji z czegoś dla mnie ważnego.I już spałam spokojnie..całe dwa dni.A tu nagle telefon-nie rób tego,bo będziesz żałować.No i co ja mam biedna począć?pytam się tylko nikt nie chce mi odpowiedzieć jasno na moje pytanie.Bo muszę takie decyzje podejmować sama,a faktycznie nie chciałabym żałować kiedyś......Tyle pracy,tyle starań,tyle energii włożonej...i co dalej?rzucić to w diabły?
Czy życie artysty musi być usłane różami pełnymi kolców?
Tymczasem pustka w głowie,a raczej chaos,bo myśli za tak i myśli za nie.Kłębią się i kłócą ze sobą.
Niby mam tydzień na zastanowienie...czas nagli i nie wiem,naprawdę nie wiem,co robić...
Najchętniej chciałabym,by ktoś podjął tę decyzję za mnie,każda byłaby właściwa wówczas.A tak-DYLEMAT.
http://www.youtube.com/watch?v=AqE6DDuUzOk