sobota, 1 grudnia 2018

Wieczorową porą...

...piszę o sobie Tobie.
Dwa dni sprzątania chałupy wyeksploatowały mnie do granic. Nie żebym nie lubiła porządku, lubię-uwielbiam wręcz, lecz za samym aktem sprzątania nie przepadam. Ale jak już to zrobię raz na ruski rok, to satysfakcja mnie napawa jakbym weszła na szczyt Mont Blanc :D
Uporządkowałam naszą szafę, wyrzuciłam zniszczone i nienoszone, spakowałam letnie do kartonu a za małe i  dobrym stanie oddałam. Przy okazji porządków udało się zrobić też dobry uczynek, ale to inna sprawa, nie ma się czym chwalić. Nie lubię się chwalić tym, że mam serce do bezdomnych zwierząt i chorych dzieci. Bo cokolwiek bym nie zrobiła, to i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto skrytykuje.Tak jak to było z kotkiem ostatnio. Znaleziony przybłęda, syjam oryginalny, czyjś ( bo przecież nie mój) zostawiony na pastwę losu na ulicy...bez ciepłego kąta, bez pełnej michy, bez opieki. Żal mi się zrobiło sierściucha to dałam żreć i wzięłam do chałupy zapchlonego wypłosza... ludzie mówią - przygarnij, ludzie mówią - nie oddawaj. A ja co? uczciwy znalazca, ogłoszenia powiesiłam w okolicy ze swoim numerem i zdjęciem kotełka, liczyłam na odzew właścicieli. Dwa dni karmiłam głodomora, do własnej piersi przytulałam, serce mu oddałam , do weterynarza zawlokłam, bo łapka go bolała... po bezskutecznym poszukiwaniu właścicieli (opowiadam to w telegraficznym skrócie) do schroniska zawiozłam,bo zaczipowany nie był a leczenia wymagał i nie był mój...no i ludzie mówią - zła ty jesteś, bo zima a ty do schroniska dajesz zwierzę! jak ci nie wstyd!? spać nie mogłam przez te wrzuty...Stopka i Luśka o mało co się na mnie nie pogniewały za sierściucha obcego....mówię Ci, dół totalny! zła na ludzi( tych od kota) zła na siebie ,że nie ukradłam sobie tego koteła (bo nie mogłam) rano meila wysłałam do schroniska,coby mieć pierwszeństwo adopcji. Okazało się, że właścicieli udało się odnaleźć dzięki mojej akcji poszukiwawczej a sierściuch na drugi dzień wrócił do swojego domku. I co? było rzucać we mnie kamieniami...?

A z kotami czy psami jest jak z dziećmi i staruszkami. Mało myślą, dużo czują i są najbardziej podatne na krzywdę... nie wolno krzywdzić, trzeba pomagać. Tak myślę i tak robię, w miarę swoich możliwości.

Wracając do sprzątania, oprócz szafy dotarłam również do łazienki,bo tam łomatkojedyna, siwy dym, a raczej siwy kurz, centymetry kurzu a pod kurzem o wiele gorzej niż myślałam :D
Więc ogarnęłam łazienkę, kurzu już nie ma a przy okazji dowiedziałam się, ile mam tuszów do rzęs( całkiem dobrych) i błyszczyków. Fajnie,że mam, tylko po co mi to, skoro maluję się okazjonalnie. Cóż. Całkiem niedawno nie wyszłabym rano bez makeup'u, teraz wychodzę i chodzę nawet do ludzi, nie wstydząc się swoich zmarszczek, worków pod oczami i cery pełnej niedoskonałości... bo czego jak czego, ale siebie wstydzić się nie mam zamiaru. Zawsze kobiety kreują się na super gwiazdy, tuszują swe niedoskonałości, maskują mankamenty, malują się i perfumują, nie dlatego,że są brzydkie i śmierdzą, tylko dla lepszego samopoczucia, po to, by inni się nie skapnęli,jak wyglądają  naprawdę. Ja już chyba mam ten etap za sobą. Jestem kokietką, lubię błyszczeć, lubię świecić niczym gwiazda, ale uczę się wykorzystywać ku temu swój wewnętrzny blask. Bo myślę,że tego mi nie brakuje. Lubię, gdy ludzie zauważają więcej niż tylko powierzchowność. Pomyślisz,że jestem obłudna, bo przecież używam kosmetyków i lubię ładnie wyglądać a gadam o blasku wewnętrznym. Tak,owszem, lubię ładnie wyglądać,ale gdy czasami budzę się rano i nie mam dobrego dnia,ciężka nocka za mną lub problemy na głowie, to nie zakładam maski, nie staram się robić na siłę dobrego wrażenia, nie czeszę włosów i nie nakładam pudru, bo to nie rozwiąże moich spraw i nie pomoże lepiej się poczuć... czasem trzeba takiego dnia rozmemłanego, gdy łazisz w piżamie po domu do wieczora...gdy słuchasz smutnych piosenek i setny raz mówisz,że wszystko cię wk*rwia...i gdy płaczesz w poduszkę z bezsilności.Te dni też są potrzebne.

Rozpisałam się jak zwykle o niczym... a czas płynie, aktywny weekend przede mną, muszę pójść spać. Pieseł leży na swym posłaniu i czeka na wyro, które blokuje śpiący kot. A że i ja już śpiąca, Tobie życzę dobrych snów. Chciałam właściwie napisać,że mam nowy papier do pasteli i będę malować,ale po co się chwalić,skoro nawet nie zaczęłam. Zresztą....po co będę malować,skoro moje teczki już uzyskały najwyższy poziom zapełnienia a i tak nic się z  tymi obrazami dalej nie dzieje....

Tym akcentem zakończmy ten post. Z gorącymi pozdrowienia do wszystkich galerii w 3mieście, które odmówiły współpracy.


niedziela, 25 listopada 2018

Kiermasz...

Tak, to ja,znaczy mój kram :)
Dziś na Ołowiance gościłam, między innymi, zamiast bawić się na urodzinach bratanka. Czy zadowolona jestem...trudne pytanie, bo to był trudny dzień. Zamieszanie z przygotowaniami, zawożenie tobołów i płócien,a efekt ...mierny. Zaproszeni goście nie przybyli, spacerowiczów przypadkowych i biernych oglądaczy nie zaliczam. Klientów jak na lekarstwo...Sam sobie odpowiedz Mój Drogi Czytelniku,czy było warto...
Robię tyle rzeczy, które nie mają sensu, nie przynoszą dochodu, nie pozwalają kupić chleba...... po co ja to robię sama nie wiem, bo moje pobożne życzenia to jedno,a rzeczywistość weryfikująca te działania to drugie. Ech...
Czy ciężki los artysty jest już na zawsze wpisany w moje życie?
Druga kwestia, to czy ja w ogóle jestem artystką? Raczej malarką,to lepsze słowo,ale czy nadal jestem malarką czy tylko byłą malarką, która zaczęła bawić się sznurkami...
Zawsze w takich momentach nachodzą mnie wątpliwości...tak jak ostatnio..na przykład w Projektorni GAK....Galeria Otwarta,bo to jest wystawa dla nieprofesjonalnych malarzy,dlatego też wzięłam w niej swój udział. Nie mam wykształcenia, to chyba jestem nieprofesjonalistką no nie?! no chyba,że powiem o sobie - masażystka malująca dłońmi :D ...no to dalej rzecz ciągnąc, polazłam na ten wernisaż, sama nie wiem,po kiego grzyba a tam profesor ASP znany skądinąd Czesław Tumielewicz, on właśnie wypowiadał się krytycznie na temat naszych obrazów ( nieprofesjonalistów przypomnę). Mój jak zwykle na szarym końcu, ciekawam czemu, ale podchodzi profesor i rzecze tak:
,,A tu nie wiem, co mam powiedzieć... Pani Agata Wróblewska- Borucka łamie wszystkie zasady osób malujących Gdańsk" no a ja szczęka w dół, bo nie wiadomo,co profesor chciał przez to powiedzieć! tak to właśnie wygląda moja twórczość...:/
Łamię zasady...przełamuję stereotypy, kreuję coś,czego nie ma naprawdę i wcale się tego nie boję.
Wymyślam cuda i co najgorsze- potrafię to zmienić w coś namacalnego! oto cała ja.
Jeżeli więc chcesz mieć obraz, który widzisz tylko oczami swojej wyobraźni- przyjdź do mnie, opowiedz a ja postaram się to właśnie namalować.Wiedzą o tym moi klienci, przyjaciele,rodzina.
Wiedzą, bo mają moje obrazy które wiszą, stoją i zdobią( serio!) ich domy. A Ty? kiedy wykreujemy razem Twoje marzenia ?


Ps. zastanawiam się, kto czyta tego bloga, wariaci, frustraci, myślący inaczej, czy ciągnąc dalej tę historię, czy pisać go dalej, czy skasować się na zawsze z internetów, schować galerię z moimi nieprofesjonalnymi obrazami i innymi rzeczami, i zniknąć w czeluściach rzeczywistości( szarej) odcinając się murem od wszystkiego co tutaj padło. Rozterko trwaj!

sobota, 24 listopada 2018

Miał być post....

...nie będzie posta.
Jestem już bardzo,ale to bardzo zmęczona.
Życie na pełnych obrotach dzień po dniu zdecydowanie nie jest już dla mnie. Czy to starość? chyba jeszcze nie,ale to chyba zmęczenie materiału...
Dziś nie napiszę nic więcej,bo myśli zbyt wiele i mało czasu aby je uporządkować.
Jestem naprawdę zmęczona.Idę spać...znowu nie zmyję makijażu( po cholerę ja się maluję !),a rano będę mieć czerwone oczy...miałam jutro rano wstać,ale chyba zrobię sobie przerwę,tak teraz myślę. Trzeba się odgrzebać z zaległości,poukładać pewne sprawy, przygotować się na nowe.Ale przede wszystkim-odpocząć...