Z dziećmi,kolegą A. i jego Mamą pojechaliśmy nad kanały,chłopcy jeździli na hulajnogach a my puszczaliśmy latawiec:)Wieczorem przyjechały moje kumpelki i spędziłyśmy miły wieczór przy pomarańczowym wermucie i pogaduchach o życiu,żartach i opowiadaniach nie z tej ziemi,czyli typowo babski wieczór.Położyłam się dość późno spać,a nad ranem A. zrobił nam pobudkę przychodząc do naszego łóżka bo w swoim pokoju bał się ciemności:/Więc znowu guzik się wyspałam...Wstałam więc wcześnie i przygotowałam śniadanko dla domowników .I gdzie tu są więc argumenty potwierdzające tezę mojego męża,że ja nic nie robię???Nie dość,że mój zegar biologiczny ustawił się na ranne wstawanie,to jeszcze spędzam czas aktywnie...robię coś konstruktywnego i nie leżę odłogiem...A tu ci jeszcze powie ktoś,że nic nie robisz dla domu......ech.Miałam zrobić drugi portret na zamówienie,ale jakoś nie ogarnęłam się w ten weekend,może jutro,jeśli będę miała siłę.Teraz odpływam już w niebyt,rano znowu trzeba wstać...:( czas ucieka jak rzeka rwąca,ale jutro też jest dzień,może spotka mnie coś pozytywnego?Szczerze mówiąc zastanawiam się cz bardziej męczący jest tydzień w pracy czy weekend w domu,hehe....Czekam majówki,mam nadzieję,że w końcu się wyśpię!!!!
To Twój dostęp do Świata Marzeń,Wyobraźni. -Spełnia estetyczną potrzebę wyrażenia się -Pomaga stać się zauważalnym -Daje Ci szansę wyjść przed szereg
Martwa natura.
niedziela, 21 kwietnia 2013
Odlot,czyli jak zasnąć w gościnie...;)
Byliśmy na obiedzie u mojej psiapsiołki...podczas jedzenia było jeszcze ok,po było już gorzej-w czasie rozmowy ziewanie i piasek pod powiekami...następny manewr to było przeniesie się na kanapę, ułożenie się w pozycji horyzontalnej i totalny odlot-sen przez dwie bite godziny...Bardzo niegrzecznie z mojej strony,ale wierz mi że ten weekend wykończył mnie absolutnie:)Wczoraj pobudka o szóstej trzydzieści...wyprawa na giełdę kwiatową -trochę za wcześnie ,jak się później okazało,gdyż to jeszcze nie czas na sadzenie pelargonii.Generalnie takie delikatne kwiaty sadzi się po Zimnej Zośce,czyli piętnastym maja,ewentualnie najwcześniej za jakieś dwa tygodnie...Więc z braku laku kupiłyśmy śliczne drobnolistne brateczki w kolorze fioletowo-żółtym,bo one bardziej odporne na mróz.Więc wiszą już na balkonie:)Potem porządki w domu,bo A. miał gościa-kolegę z przedszkola:)Więc upiekłam dwa ciacha,tym bardziej,że wieczorem i ja spodziewałam się gości.Wyszedł pleśniaczek oraz grecki deser-ciasto pomarańczowo-migdałowe.Obydwa pychota!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz