A było to tak.
Zanim weszłam i odważyłam się pokazać swoje prace, minęła chwila... kilka osób przede mną, pięć przeszło, osoba przede mną odpadła...byłam siódma.
Dzień wcześniej, trzynastego nie stosując się do swoich zasad i chodząc po parku z psem zazwyczaj omijam kupy,aby nie wdepnąć, tego dnia jednak mój stan psychofizyczny doprowadził mnie w miejsce wielkiego psiego kupska, w które wdepnęłam i zorientowawszy się owym zdarzeniem chyba pierwszy raz w życiu byłam szczęśliwa! to mógł być znak!
Jako siódma w kolejce kandydatów do uzyskania tytułu artysty plastyka, czułam się dziwnie. Z jednej strony moja intuicja podpowiadała ,że prace są niezłe, z drugiej jednak był wstyd,że na tle innych kandydatów wypadam blado. I chyba byłam blada ze strachu i spocona, ale pomyślałam ,że co ma być to będzie. Kompletnie przygotowana na porażkę postanowiłam jednak wyjąć prace z teczki i rozłożyć rysunki piórkiem na stole, aby kolorowe starsze obrazy były na podłodze a najnowsze rysunki zadziałały swoją treścią ciut wyżej, bliżej oczu komisji. Kolor niżej, kreska wyżej. To akurat miałam zaplanowane i rozłożenie logiczne prac zajęło krótki moment.
Gdy nieśmiało stanęłam w kąciku, pomiędzy pracami w kolorze a rysunkami weszła Pani Ela, która zrobiła kilka zdjęć moim pracom i mnie, która to pomyślawszy że choć pamiątkę fotograficzną będę mieć z komisji, bo nie spodziewałam się dostać nic więcej...
Gdy do pomieszczenia weszła komisja, moja odwaga i pewność siebie walczyła ze strachem i brakiem wiary.Te dwie osoby, jak na tych obrazach, jedna kolorowa-na zewnątrz, druga-szara myszka - w środku.
-Dzień dobry, od kiedy Pani maluje?
gdy usłyszałam to pytanie odpowiedziałam bez zastanowienia,że od podstawówki, na co przewodniczący komisji podsumował-tak myślałem. Jeszcze nie wiedziałam, co to znaczy.
-Proszę opowiedzieć nam o sobie, padło polecenie i pomyślałam,że co mi tam,raz kozie śmierć i otworzyłam się przed nimi. Sześć osób z komisji plus prezes nadzorujący pracę komisji a ja sama w kontekście sytuacji plus moje prace.
Obroniłam się. Przedstawiłam swój sposób na życie, udowodniłam ,że szukając swojej drogi odnalazłam ją w rysunku, że malarstwo również opanowałam,ale rysunek i kreska z głowy to moja mocna strona.
Osoby uśmiechały się do mnie, patrzyły mi w oczy, mówiły z uznaniem o moich pracach.To było jak sen. Postanowiłam opisać tę sytuację, bo za kilka lat mogę zapomnieć. Tego nastroju nie doświadcza się często,a ja jeszcze dziś mam w sobie tę moc i energię, którą wczoraj od komisji otrzymałam. Podobała się martwa natura z fantomem, zapytano mnie o czas powstania pracy. Podobał się autoportret przy sztalugach, usłyszałam od pana z komisji,że patrząc na niego czuje się jak w BWA ( tylko zapomniałam w jakim mieście). Podobał się portret Wojtka zapytano mnie czy to ktoś bliski i stwierdzono,że b. dobry portret(tak czułam) nie zwracając uwagi na zbyt małe dłonie o których wiem tylko ja...o dziewczynce na krześle ze schizofrenicznym spojrzeniem nie słyszałam uwag, natomiast większa uwaga komisji skupiła się na graficznych pracach zaprezentowanych na stole. Krążyli wokół nich jak krążowniki, choć stół stał pod ścianą i dostęp mieli tylko z jednej strony,ale kręcili się jak w ukropie, ich wzrok skakał z jednej pracy na drugą pokazywali na niektóre i mówili, mówili dużo dobrego. Stopka graficznie bardzo się spodobała, też to czułam wcześniej,że jest dobra. O pejzażach z natury mówili,że świetny rysunek, klif Orłowski przykuł uwagę i zapytano mnie, skąd ten motyw. Odpowiedziałam,że jestem emocjonalnie z tym miejscem związana.Podobał się. Jednak i właśnie najbardziej podobały się moje rysunki z głowy, jak ja to nazywam. Porównano mnie, że kierunek realizmu magicznego to strefa, w której widać moje swobodne poruszanie się i podpowiedziano wiele trafnych wg mnie wskazówek. I to była wisienka na torcie! O tym właśnie marzyłam,dlatego chciałam tych prac pokazać więcej, i pokazałam przecież w swoim portfolio :) powiedziano mi ,że im oszczędniej w kolorze, tym lepiej moje prace się odbiera. Że na żywo, podczas oglądania zyskują na wartości. Że właśnie rysunki i odpowiednia ich prezentacja daje możliwość fajnego odbioru. Nie potrafię dziś słowo w słowo przypomnieć sobie dokładnie co mówili, ale mówili dużo dobrego o mojej twórczości. Byli usmiechnięci, każdy z nich skomentował pozytywnie swój odbiór moich prac, a ja z sekundy na sekundę dostawałam rumieńców słuchając, co do mnie mówią.
Przewodniczący komisji powiedział przed posiedzeniem, że nie powinnam traktować ich decyzji jako wyroczni ale mówił to z uśmiechem i też nie wiedziałam jeszcze,co to znaczy,ale miałam dobre przeczucia.
Wyszli. Nie wiedziałam, jaki będzie werdykt,ale podświadomie czułam się doceniona. Nikt tak pięknie nie mówił o mojej pracy od dawna. Nie licząc serduszek na fejsie i prywatnych rozmów z przyjaciółmi, którzy zawsze są subiektywni.
Weszli, usmiechnięci wszyscy,tak mi się zdaje, patrząc po oczach ponad maskami( covid-wiadomo).
Przewodniczący komisji głośno i wyraźnie powiedział ,że w imieniu komisji przyjmują mnie w poczet członków ZPAP i jeszcze,że cieszą się z tego !
Podziękowałam i powiedziałam z radością, że zrobili mi dzień! Ps.Zrobili mi nie tylko dzień, ale zrobili mi żyćko! Poczułam się doceniona!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz