...czyli intensywnie,pozytywnie,optymistycznie.Tak minął dzień.Najpierw praca na etacie,potem praca u podstaw,czyli walka z porządkiem w domu,hehe.Zakup drabiny,która ma ułatwić dostęp do okien,które mam w planie umyć wreszcie.Słońce świeci,gdy wracam do domu przed zachodem -nie mogę patrzeć na te zasyfione szyby:( Czy zrobię to osobiście,czy też zaprzęgnę do tego domowników-jeszcze nie wiem,ale wymyślę jako koordynator generalny:)))Tym bardziej,że mam środki a nawet narzędzia do tego celu zakupione. W sobotę okna muszą lśnić,nie ma to tamto.
Kupiłam nawet ziemię do kwiatów-po pierwsze wiosna i należy kwiatki przesadzić ,po drugie-moje darowane bonsai( z okazji parapetówy od mojej przyjaciółki )opadło całkowicie z liści.Chyba taki bunt z powodu zbyt długo nadchodzącej wiosny.Teraz zrobię mu prezent i podaruję nową ziemię,puszcza pączki więc chyba odżyje?Więc plan na weekend-zrobić porządek z kwiatami.Może także moje zwariowane grudniaki, które w tym roku o dziwo -nie kwitły zimą,odwdzięczą się pięknymi kwiatami w następnym sezonie?Zamioculkasy zwane potocznie pieniążkami też trzeba przesadzić do większych doniczek,rozsadzić yukki i rozszczepić bluszcze.Co jeszcze?Przydałyby się jakieś rośliny na balkon,może skoczę na giełdę i coś kupię,jakieś badylki.Bo ja lubię kwiaty,zwłaszcza gdy daję im serce i one się odwdzięczają kwieciem:)Bonsai zaskoczyło mnie gdy zrzuciło wszystkie liście,ale może metodą prób i błędów nauczę się wreszcie odpowiednio o nie dbać.
Słońce dziś spowodowało ,że miło było połazić po dworze,aż chce się żyć!!!Od razu lepiej,przyjemniej,cieplej na sercu:)
Ze śmiesznych rzeczy dzisiaj-gdy byliśmy z A.w Leroy Merlin czy memle-memle jak kto woli,on zaczął biegać jak dziki.Najpierw naciągnął na samochodzik za dwa złote,w którym zostawił czapkę z wrażenia,potem jak zobaczył ten wielki plac zabaw (w jego mniemaniu) szalał po sklepie jak nakręcony.Pojechaliśmy po drabinę docelowo,w rezultacie A. wszystkie fizycznie przetestował,na które dał radę wejść sam,chciał siadać na zamontowane na ekspozycji kibelki,właził na półki na tych niższych regałach powodując mój zawał serca za każdym razem,gdy miałam w wyobraźni niebezpieczeństwo spadającego na głowę mu czegoś tam z wysoka.Doprowadzał mnie do szewskiej pasji,gdyż najbardziej na świecie obawiam się wyrządzonej krzywdy moim dzieciom,a on zupełnie bezstresowo latał pomiędzy alejkami,robiąc sobie najfajniejszą zabawę...uf,spuścić dziecko ze smyczy,coś niesamowitego,Skąd on ma tyle energii???Moje oczy dookoła głowy śledzące każdy ruch A.-to trudniejsze niż moja nowa praca.Okiełznać żywe jak srebro dziecko-to wymaga nie lada wyczynu:)Na szczęście A. się wybawił i teraz śpi jak anioł.Hehe,trzeba częściej zabierać go do takich sklepów,to lepsze niż placyk zabaw jakiś tam.Mało tego,gdy byliśmy już z drabiną przy kasie on wlazł do wózka innych klientów,pełen poczucia bezpieczeństwa lub nieświadom czyhających zagrożeń i tak sobie siedział...Został tym samym zaproponowany im jako zakup gratisowy:)Nawet pani kasjer się śmiała.
To była opowiastka z serii-czego to dzieci nie wymyślą,zwłaszcza tak rozwinięte jak nasz A.Dobrze,że nie wzięliśmy M. bo ten to by na pewno się zgubił albo stanął na środku i powiedział,że jak nie dostanie kanapki to się nie ruszy z miejsca:)Wróciliśmy do domu dość późno,ale na szczęście ominęło mnie pieczenie jakiegoś ciasta pomarańczowo-migdałowego,bo okazało się ,że A. zapomniał kupić jaja.Dobrze,bo nic mi się już nie chce...Zapłaciłam rachunek za internet,wysłałam służbowego maila i teraz z czystym sumieniem i brudnymi nogami mogę iść spać:)))Hehe,żarcik,zaraz idę pod prysznic,zmyć z siebie pył i brud o raz resztki make-upu w kolorze red.Życzę dobrej nocki(też bym sobie pospała do dziewiątej!)ale jutro pobudka 6.30 i moja ulubiona praca:)Z ulubioną ekipą;)))Tym pozytywnym akcentem kończę na dziś.PA!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz