Co mnie tu wiodło?
Siedzę sama w ten piątkowy wieczór...dziecko śpi snem ukojonym,spokojnie i błogo...Leki działają.Drugie dziecko-to starsze-w kinie z kolegą..a ja samotnie...jak zwykle...:(
Miałam się wziąć za malowanie,ale jakoś nie zrobiłam tego...z lenistwa,bo ja też leniem jestem.Wystarczy,że pół dnia stałam przy garach,by dzieciom dogodzić...Drugie pół spędziłam na gonieniu małego do łóżka,bo lepiej już się poczuł i małpiego rozumku dostawał....A że antybiotyk,że osłabiony to i w łóżku leżeć musi.A on NIE! Latać,biegać,szaleć to jego zadanie.Więc nerwowo,bo chcę by do poniedziałku się wykurował,a on jak na złość.Energia go rozpiera,pomimo choroby.
Teraz czekam,aż starszy wróci cały z kina,bo i pora dość późna jak na małolata.Ale jest pod opieką ojca kolegi,więc bezpiecznie.
Myślę co przyniesie mi nowy tydzień...?
Podsumowując jeszcze wczorajszy wieczór,zastanawiam się czy wspomnieć o tym,dlaczego smutek pomimo sukcesu mnie dopadł....albo nie,nie będę się rozczulać,po co...Tylko powiem,że było mi trochę przykro,bo z zaproszonych moich gości nie przyszedł prawie nikt.....Nikt z tych,na których najbardziej mi zależało.Więc nie wiem,czy to sukces był,czy porażka....Ech.Życie.Miało boleć-boli........http://www.youtube.com/watch?v=gZVv-KzllK4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz