Dziś kryzys minął,po dwóch właściwie nieprzespanych nocach-jest dobrze.Młody osłabiony,ale temu akurat się nie dziwię,też bym była,gdyby dwie doby męczyła mnie temperatura od 38 do ponad 40 stopni gorączki.Ale już po wszystkim...dzięki Bogu.Ubiegły dzień zmęczył mnie do kresu możliwości,bieganie od łazienki do łóżka z mokrymi ręcznikami w te i nazad, termometr co piętnaście minut i strach,by w końcu temperatura spadła.Na szczęście druga dawka antybiotyku zadziałała i około trzeciej w nocy położyłam się spać,mały już nie był rozgrzany jak piec,mogłam zasnąć spokojnie.Teraz ,gdy on i ja złapaliśmy oddech,mogę wreszcie wyluzować.Nie cierpię takiego spięcia,jakie od niedzielnej nocki trzymało mnie.Strach o własne dziecko jest najgorszym z możliwych odczuć, jakie poznałam ,będąc matką.Oby zdarzał się jak najrzadziej,albo nawet nigdy!
Co po za tym?
A dobrze,nawet bardzo dobrze.Serce tyka,dusza uspokojona,emocje wyciszone,choć fajerwerki zrobiły robotę(...)
Zrelaksowana odnajduję spokój.Tak,było mi trzeba tego wszystkiego.
Zaczęłam się składać, choć to może irracjonalne, lecz wiesz,nigdy nie zrozumiesz kobiety ;)
Tymczasem uciekam, zmykam do swych spraw, muszę ogarnąć kilka tematów.Pozytywnie nastawiona,będę góry przenosić.
Miłego dnia :)Róbmy swoje, a wszystko się poukłada.Wiem to na pewno.
Nutka na dziś :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz