Siedzę i myślę, że już od dawna nic nie pisałam. Jest 00:41 poniedziałek 24 lipca.
Rano idę do pracy,w sumie nie rano, bo na jedenastą,ale zawsze to powód, aby wyjść przed południem.
Sytuacja nietypowa, bo nie mam dziecka, nie mam psa, nie mam męża w domu. Została mama i został kot :)
Dzień miniony owocny dosłownie i w przenośni.
Spałam prawie do południa i dzięki temu pozyskałam energię do tego, aby pojechać na działkę i zająć się krzewami porzeczek. Obiecana porcja dla szefowej, trochę dla siebie, a i sąsiadka z działek załapała się na owoce, bo przyszła i sobie zerwała :)
Potem deszcz wygnał nas do domu, miałam pobożny plan usiąść i pomalować w plenerze, jednak aura i plan przerobu porzeczki nie pozwoliły mi na to... muszę lepiej organizować sobie wolne dni...
A wieczór miły, dziś bez wina, a tylko z agrestowym kompocikiem w kieliszku. Upojna noc nadeszła, a ja zamiast pójść spać siedzę i delektuję się samotnością, z kotem :D
Zajrzywszy na bloga, zdziwiona tym, że jednak ciągle ktoś tu do mnie zagląda, postanowiłam nabazgrać kilka słów.
Jest późno, siąpi na zewnątrz jakaś wilgoć...papieros na balkonie smakuje lepiej niż ostatnio.
Pomalowałam paznokcie( a miał być obraz....)
Życie toczy się szybko. Urlop męża, wakacje syna, moja nowa praca, to wszystko kręci się jak w kołowrotku. Obrazy jak w kalejdoskopie. Niewiele spokojnych momentów w tym wszystkim, ale... powolutku odnajduję radość z tej rutyny. Czując się w miarę potrzebna i przydatna, wykonując uczciwie swoją pracę, mam satysfakcję z tego prostego, niezbyt ciekawego życia.Nieciekawe, zapytasz,dlaczego?
Bo marzą mi się uniesienia, zdobywanie szczytów, fajerwerki i takie tam. Marzą mi się galerie, wernisaże, wystawy. Marzy mi się poleżeć na ciepłym piasku i wygrzać gnaty na słońcu. Czy to obecne nieciekawe i dość szablonowe życie zadowoli moje pragnienia ?
Pozostawiam sobie to pytanie na kiedyś indziej...tymczasem słuchając moich ulubionych smętnych piosenek idę spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz